czwartek, 20 sierpnia 2015

Rozdział 9 " Niespodziewani goście. "

Percy
 
Rano, a raczej po południu obudziły mnie odgłosy dochodzące z zatłoczonych ulic Manhattanu. Jak rozejrzałem sie po moim pokoju moje oczy wyszły na wierzch. Porozrzucane ubrania moje i Annabeth. Na wspomnienie wczorajszej nocy na mojej twarzy od razu pojawił się wielki uśmiech. Ann już obok mnie nie było więc chwyciłem moje czarne szorty i ruszyłem w stronę łazienki. Po paru minutach stałem już przed lustrem i jak zwykle poprawiałem swoje włosy. Po chwili doszły do mnie zapachy robionych tostów. Gdy wyszedłem z pokoju zobaczyłem jak moja dziewczyna stała tyłem do mnie i smarowała tosta nuttelą. Cichutko podszedłem do niej i wtuliłem się w jej piękne blond włosy.
- Jak się spało??? - wymruczałem jej w włosy.
- Z tobą się zawsze wspaniale śpi. - powiedziała odwracając sie do mnie.
Była ode mnie niższa o 10 centymetrów tak, że jej oczy były na wysokości mojej brody. Delikatnie chwyciłem moją małą Heroskę za podbródek i ostrożnie musnąłem jej usta swoimi. Miała na sobie moją ulubioną niebieską koszulkę z Imagine Dragons, jasne spodnie trzy – czwarte i błękitne vansy. Zapomniałem wam wspomnieć, że czuję się tak jakbym był po 24 godzinnym treningu z Clarisse, a moja głowa o mało co nie wybuchała za każdym razem gdy zrobię coś na szybko.
- Skarbie mamy coś na kaca?? – zapytałem.
- Tabletki leżą na stole Glonomóżdżku. – odpowiedziała mi i wróciła do smarowania tostów. Ja natomiast ruszyłem w stronę stołu. Tak jak mówiła Ann tabletki leżały przygotowane, a obok nich stała szklanka z wodą. Szybko połknąłem trzy białe pigułki popijając je przy okazji wodą. Jak to zrobiłem to usiadłem na krześle barowym i przyglądałem się jak moja dziewczyna radzi sobie w kuchni.
- Tobie to sprawia przyjemność prawda?? – zapytała nawet nie podnosząc na mnie wzroku.
- A co skarbie??
- Nie zgrywaj głupiego bo wiem, że mi się przyglądasz. – powiedziała podnosząc powoli wzrok. W ręce trzymała łyżeczkę z nuttelą, a w drugiej nie posmarowanego jeszcze Tosta.
- Mam rozumieć, że te tosty to dla mnie?? – zapytałem z tym moim łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
- Dla nas. – poprawiła mnie – Percy musimy pogadać. – powiedziała już smutnym głosem.
- Co się stało?? – zapytałem pochodząc do niej i przytulając ją do swojej piersi – Ktoś cię skrzywdził?? Mam kogoś zabić??
- Nie to nie o to chodzi.
- No to proszę oświeć mnie. – poprosiłem.
- Dzwonił mój tata i ona kazał mi…
- Kazał ci wracać – dokończyłem za nią też już smutnym głosem.
- Percy mi dobrze w Nowym Jorku. Dobrze mi przy tobie. Jeśli powtórzy się to co sprzed kilku dni ja nie dam rady. – jak to mówiła w jej oczach pojawiły się łzy. Nie mogłem patrzeć jak moja dziewczyna płacze więc jeszcze mocniej ją przytuliłem.
- Ciiii spokojnie. Musisz być silna przecież jesteś Annabeth Chase, Córka Ateny, jedna z siedmiorga i dziewczyna Syna Pana Mórz. Nie zniosę więcej widoku twoich łez.
Gdy to powiedziałem moja Mądralińska zaczęła się uspokajać. Resztę popołudnia spędziliśmy w bardzo miłej atmosferze. Gdzieś godzinę po naszej rozmowie przyszła cała wesoła gromadka. Olivia, Josh, Riley i Kai wszyscy bez wyjątku mieli kaca, żebyście wy zobaczyli ich miny gdy nas zobaczyli leżących spokojnie i oglądających moje stare zdjęcia z dzieciństwa. Potem dziewczyny poszły pomóc spakować się Ann, która nadal była w mojej bluzce. Pożyczyłem jej jedną z moich walizek, żeby miała gdzie spakować te wszystkie rzeczy, które kupiła razem z tymi dwoma, która jak to uznała moja mama są bardziej odpowiedzialne ode mnie i wszystkich chłopaków razem wziętych z całego obozu. Kai musiał się zwijać, bo jego ojciec jest zdolny do wezwania policji gdy ten będzie poza domem przez jakiś czas. Więc ja i Josh poszliśmy na miasto. Poprosiłem go żeby ze mną poszedł bo chciałem wybrać coś dla Anie u jubilera na pożegnanie. Weszliśmy do jednego z droższych jubilerów.
Po bardzo długich sporach wybraliśmy złoty medalion z głową sowy. Oczy ptaka zrobione były z szafirów. W środku wygrawerowane było zdanie.

 

'' Jedna kropla miłości znaczy więcej niż ocean rozumu ''.

 Zapłaciłem za niego jak za zborze ale od czego jest karta kredytowa bez limitu;)  Zapłaciliśmy i zapakowaliśmy prezent po czym wyszliśmy ze sklepu. Jak byliśmy niedaleko mojego domu zobaczyliśmy biegnącego Grovera z dwójką na oko wyglądającą parą szesnastolatków.
- Percy!!!!!!!! – wołał – Potwory!!!!!!!
Dopiero teraz zobaczyłem grupę Lajstrygonów biegnących za moim przyjacielem i zapewne nowymi herosami.
- Zabierz tą dwójką do mnie do domu. Niech dziewczyny zajmą się obrażeniami tej dwójki. – mówiąc to wskazałem na całą zakrwawioną grupkę młodocianych herosów. No ja w tym wieku zabiłem Kronosa ale to inna historia zbyt długa do opowiedzenia teraz. – Szybko!!!
Mój przyjaciel wprowadził tą dwójkę do klatki schodowej. Ja za to wyciągnąłem z kieszeni mojego Orkana.
~ Thalia!!! Nico!!! – wrzeszczałem w myślach – Potrzebuje pomocy!! 30 Lajstrygonów i grupa nie wyszkolonych herosów!! – mam nadzieję, że usłyszeli wołanie.
Po chwili obok mnie pojawił się Syn Hadesa po lewej stronie, a Córka Zeusa po prawej. Nic nie mieliśmy sobie do powiedzenia. Całą trójką natarliśmy na potwory. Po niecałych 15 minutach po tych strasznych kreaturach nie zostało nic oprócz złotego proszku, który  zaczął się powoli ulatniać. Nie mieliśmy jakiś większych obrażeń. Thalia miała rozdartą prawą nogę ale rana nie była na tyle głęboka żebyśmy musieli uciąć Thalii nogę, Nico  i ja mieliśmy zaledwie parę zadrapań. Syn Pana Podziemi wziął niezdolną do chodzenia dziewczynę na ręce i oboje skierowaliśmy się w stronę mieszkania w którym zapewne Annabeth zamartwia się o mnie czy przypadkiem nie zacząłem wąchać kwiatków od spodu. Jak otworzyłem drzwi zobaczyłem, że Grover siedzi na krześle i przykłada lód do głowy na, której widniał wielki siniak, Annabeth z Riley zajmują się dziewczyną o grantowych oczach, a Olivia siedzi przy chłopaku i opatruje mu ramię. Jak Anie usłyszałem otwierane drzwi od razu się do nas obróciła. Gdy zobaczyła mnie całego i żywego natychmiast się na mnie rzuciła i przytuliła ale szybko się opamiętała i odsunęła się ode mnie patrząc czule na Thalię w której oczach można było zauważyć ogniki łobuzerstwa ale jak widać tylko ja to zauważyłem bo moja dziewczyna nadal patrzyła na przyjaciółkę z czułością.
- Nico połóż ja na kanapie. – poleciła. Chłopak zrobił tak jak kazała, a sam wyciągnął z kieszeni fiolkę ze złotym płynem. Odetkał fiolkę i upił z niej łyka. Po chwili na rękach i nogach chłopaka nie było nawet najmniejszego zadrapania.
- Mmmm shake waniliowy – mruknęła Thalia, której Annabeth wlewała ambrozję do gardła. Po minucie na nodze dziewczyny została zwykła powierzchowna rana. Ann szybko opatrzyła nogę bandażem i pomogła Thalii usiąść. Dobra teraz wracając do tych dwojga co przyprowadził Grover. Dziewczyna miała blond włosy ścięte do wysokości ramiona z paroma kolorowymi pasemkami. Jej oczy mogły przypominać płynne złoto. Na sobie miała czarne spodnie, tego samego kolory buty i bokserka tylko jej skórzana kurtka była granatowa z srebrnymi ćwiekmi. Na plecach miała taki sam kołczan jak ma Olivia. Chłopak był nieco wyższy od dziewczyny. Tak jak ona miał czarne spodnie. Jego buty były czerwone tak samo jak bluza którą miał na sobie. Pod spodem miał bordowy t – shirt.
- No to co Kozłonogu powiesz nam jacy biedacy się na ciebie natknęli?? – zapytała ta Błyskawica Grovera.
- Jacy znowu nieszczęśnicy??? Trafić na mnie to raczej cud niż koszmar.
- Ta już to widzę. – odezwała się dziewczyna miała bardzo miły głos mogła by uchodzić za dziewczynkę z bogatej rodziny ale wydawała się być najzwyklejszą buntowniczką, która uciekła z domu albo przez większość swojego życia mieszkała w sierocińcu.
- Hahaha!!! – zaśmiała się Thalia – Kolejna po mojej stronie!! Już cię lubię Mała.
- Proszę nie mów do mnie Mała. Jestem Sabrina Coleman, a to mój przyjaciel Max Fox.
Chłopak nic nie powiedział tylko skinął na dzień dobry głową. – Grover znalazł nas gdy uciekaliśmy przed cyklopem w okolicach Brooklynu, a tak właściwie to oboje jesteśmy z Filadelfii.
- Wy tego cyklopa na pewno spotkaliście na Brooklynie?? – zapytała Thalia
- Tak.
- Grover!!!!! – teraz popatrzyła z wyrzutem na przyjaciela.
- Co????
- Dlaczego nie pochwaliłeś się tym, że spotkałeś naszego dobrego znajomego?? – tym razem była Ann. Jak widać humor tym dwóm dzisiaj sprzyja.
- No dobra. – przerwałem tą bardzo ciekawą wymianę zdań – Ale trzeba zaprowadzić tą dwójkę do Obozu. Są może uznanymi?? – zapytałem z nadzieją w głosie.
- Tak – odezwał się pierwszy raz Max – Jestem synem Aresa, a Sabrina córką Selene.
- To wszystko wyjaśnia. – powiedziała Liv.
- Co wszystko wyjaśnia?? – zapytała szesnastolatka.
- Wyjaśnia to dlaczego masz taki sam łuk jak ja. – Liv pstryknęła palcami, żeby po chwili pojawił się w niej łuk, a w drugiej kołczan ze strzałami. – Nasze mamy mają podobną robotę i pewnie te dwa zestawy zostały zrobione w tym samym momencie.
- Dobra koniec tych pogaduszek. – znowu przerwałem – Trzeba złożyć małą wizytę Chejronowi.
       

4 komentarze:

  1. Fajniutki rozdział. Naszyjnik śliczny. Kurcze szukam otwieranego naszyjnika od 4 miesięcy i nigdzie go niema :'( Okay kończę, bo to nie kącik wyżaleń XD
    Ana2003
    ps. U mnie nowe ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejju ale ty okropnie dobrze piszesz ;* Licze że za nie długo stworzymy wspólnego bloga ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nominowałam cię do LA. Szczegóły na: http://wszystkojestmozliw.blogspot.com/2015/08/nominacje.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Poprawiłaś się siostra :P :D

    OdpowiedzUsuń